Jak już wcześniej obiecywałam, dzisiaj opisze dokładniej swoją podróż do Stambułu. Dowiecie się miedzy innymi jaki jest ulubiony przysmak Turków i jak poradzić sobie na tureckim targu :)
/ przylot na Ataturka.
kiedy po ośmiu godzinach podróży (zaliczając przesiadkę w Rzymie) dotarłam na Port Lotniczy im. Ataturka, w oczy od razu rzucił mi się turecki przepych. Turcy nie oszczędzają na niczym. Lotnisko to przypominało bardziej ogromne centrum handlowe, z pewnością największe, jakie dotychczas widziałam. Jeszcze większe wrażenie robił parking przed lotniskiem, na którym stało dosłownie tysiące (!) taksówek. Gdy w końcu znalazłam swoją taxi, którą zamawiałam tuż przed wylotem z Warszawy, ruszyłam w stronę najstarszej dzielnicy w Stambule - Sultan Ahmed.
/ Sultan Ahmed - dzielnica kontrastów
Hotel, w którym się zatrzymałam, znajdował się w Starym Mieście dosłownie 10 minut drogi od największego meczetu w Stambule. Szczerze mówiąc, po cenie, jaką zapłaciłam za zakwaterowanie, nie spodziewałam się najlepszych warunków. Zdziwiłam się jednak, kiedy zaprowadzono mnie do naprawdę ślicznego pokoju z dużym łóżkiem i świeżą pościelą. Najbardziej jednak podobała mi się winda, którą można było wjechać na sam dach hotelu, z którego było widać całą panoramę miasta.
Niestety w oczy rzucał się także kontrast miedzy mieszkańcami starego miasta. Wychodząc na ulice z jednej strony można było ujrzeć luksusową restaurację, z drugiej zwykłych robotników siedzących w piwnicy i szyjących buty. Taki widok miałam wychodząc ze swojego hotelu:
/ tureckie przysmaki
Drugiego
dnia, przed godziną 8:00 zostałam obudzona przez właściciela
hotelu. Myślałam, że coś się stało, wydawał się być bardzo
przejęty. Do tego w ogóle nie mówił po angielsku i nie mógł
wytłumaczyć o co mu chodzi. Okazało się, że zostałam
zaprowadzona na specjalną ucztę przygotowaną przez właścicieli,
prawdopodobnie w nagrodę za to, że byłam wtedy jedynym klientem w
hotelu ;) Jednak to, co zobaczyłam na stole przerosło moje
oczekiwania. Przede wszystkim zwróciłam uwagę na "kwadratowe"
cukierki, które wyglądały jak żelki posypane cukrem pudrem.
Spróbowałam, nie polecam. Do tego dostałam także do spróbowania
prażone kasztany, które są bardzo popularne w Turcji i jak potem
się okazało, można je kupić w budkach porozstawianych w całym
mieście. Herbatę natomiast zaserwowano mi w bardzo małej szklance
przypominającej kieliszek. Od tego momentu kuchnia turecka nie
kojarzy mi się tylko i wyłącznie z kebabem ;)
/
turecki bazar
Każdy,
kto trafi do Stambułu, prędzej czy później znajdzie się na tureckim targu.
Niestety nie każdy jest na to przygotowany. Turcy mają opracowane
wiele strategii sprzedaży, które skutecznie sprawiają, że
pieniądze po prostu uciekają turystom z portfela.
Ich
pierwsza strategia działa na zasadzie „zostańmy przyjaciółmi”.
Gdy tylko zbliżyłam się do jakiegoś stoiska, podchodził do mnie
sprzedawca i pytał skąd jestem. Kiedy mówiłam, że z Polski, on
wypowiadał wyuczone zdanie po polsku, albo śpiewał polską
piosenkę, żeby pokazać, że zna mój język i kulturę. W tym
momencie w mniemaniu Turka już zostaliśmy przyjaciółmi i mogliśmy
zacząć się targować. Co ciekawe, chyba każdy szanujący się
turecki kupiec jest przygotowany na każdą okoliczność i zna
jakiekolwiek zdanie w każdym języku świata ;)
Turcy
lubią pokazywać, że klient jest dla nich najważniejszy. Dlatego
wiele razy można się również spotkać z ich drugą strategią -
„specjalnie dla Ciebie”. Gdy tylko ktoś zainteresuje się jakimś
przedmiotem, nie daj Boże go dotknie, Turek już stoi z boku i mówi:
„normalnie, dla wszystkich innych to kosztuje 300 lirów, ale
SPECJALNIE DLA CIEBIE, tylko w tej minucie, sprzedam Ci to za 150”.
Uwierzcie mi, że ciężko odmówić Turkowi, kiedy przedstawia taką
ofertę. Najlepiej jest w ogóle się nie targować i unikać
jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego. Kiedy zacząłeś dyskutować z
Turkiem na temat ceny, już wiedz, że kupisz wszystko co on będzie
chciał i na pewno będziesz stratny.
Cokolwiek by nie mówić o Turcji jedno jedno jest pewnie - to wspaniały kraj, który warto zwiedzić. Żałuje, że byłam tam tylko przez weekend, mam jednak nadzieje, że kiedyś jeszcze tam wrócę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz